Aby motywować i zarażać dobrym humorem i energią innych, lider sam powinien ją mieć. Co w sytuacji kiedy mu jej brakuje. Czerpanie energii oraz dobre nią zarządzanie jest kluczem do sukcesu. Każdy ma wpływ na swój stan i poziom energii. Prawdą jest, że od liderów wymaga się nieco więcej, przykład zawsze idzie z góry. Zmiany w firmach zwykle dzieją się kaskadowo. Smutny, przygnębiony lider nie będzie inspirował swoich ludzi do lepszego. Nasza praca wygląda inaczej gdy otaczamy się dobrą energią. Sami z niej czerpiemy. Jeśli nastroje w firmie są złe, nie powinniśmy liczyć na dobre efekty. Jak lider powinien dbać o poziom swojej energii, jak w trudnym czasie motywować pracowników i dlaczego to takie ważne, aby dbać o siebie – dobrze myśleć, zdrowo jeść i dobrze spać.
Ania w rozmowie z Bartłomiejem Sapałą poruszają temat dobrego humoru u liderów i menadżerów oraz jego wpływu na zarządzanie zespołami i pracą. Temat aktualny i ważny dla wszystkich zarządzających. Ania prowadzi firmę, w której zarządza zespołem oraz procesami. Bartłomiej jest trenerem i coachem, ale przede wszystkim menadżerem z wieloletnim doświadczeniem.
O czym usłyszysz w tym odcinku podcastu?
0:44 Skąd brać dobrą energię?
2:32 Czy smutni liderzy pociągną za sobą ludzi?
4:18 Jak dostrzegać pozytywną stronę mocy i skupić się pozytywach?
8:07 Jak motywować się do pozytywnego myślenia?
11:34 Czy warto siebie oszukiwać?
13:09 Jak myśleć o sobie dobrze?
15:43 Zadania, których nie lubimy.
18:44 Jak dbać o uważność?
20:36 Dlaczego warto praktykować wdzięczność?
Co dalej, czyli co jeszcze możesz zrobić?
Transkrypcja czyli podcast do czytania
Chciałabym Cię Bartku od razu zapytać, ponieważ w aktualnej sytuacji, jaką teraz mamy - dla słuchaczy, którzy nas odtwarzają później, nadmienię tylko, że chodzi oczywiście o pandemię COVID SARS 19 - zastanawialiśmy się jak liderzy mają w tej zmienności zarażać swoje zespoły dobrą energią - takie mam do Ciebie pytanie.
Trzeba po prostu trochę tej dobrej energii mieć. Taka jest krótka i zwięzła odpowiedź.
No, ma to sens - że tak powiem. A co się dzieje, jeśli Ci jej brakuje? To jest dobre założenie, żebyśmy ją mieli. Natomiast nie zawsze jest to możliwe. Tak, jak mamy pandemię, to już się ciągnie rok. Wakacje odpadły, szybie wypady na narty, część sportu. Więc jak ją uzupełniać?
Wiesz co? Sporo na ten temat mówię w kursie na temat przywództwa, który wspólnie zrealizowaliśmy. Wspominam tam o fundamentalnej części i źródle czerpania energii. Jest to energia fizyczna. Ona pochodzi z tego, jaki tryb życia prowadzimy. Czyli ile śpimy, jak się odżywiamy, jaka jest nasza aktualna wydolność organizmu – inaczej kondycja fizyczna. To są takie rzeczy, na które mimo pandemii, mimo trudnych okoliczności rzeczywiście mamy spory wpływ. Polecałbym, żeby zajrzeć do tego naszego kursu i trochę więcej na ten temat się dowiedzieć. Można oczywiście sobie ten temat poszerzyć. Gdyby ktoś był szczególnie zainteresowany, to polecam książkę autorstwa Tonego Schwartza o tytule: “Taka praca nie ma sensu”. Autor opisuje tam wszystkie cztery źródła generowania naszej energii. Oprócz tej fizycznej mówi też o energii emocjonalnej, energii intelektualnej i energii duchowej. Specyfik wytwarzania, generowania tej energii przedstawia w bardzo jasny sposób a dodatkowo daje też konkretne podpowiedzi, jak nad tym pracować.
Brzmi to sensownie. Jednym z zadań lidera w końcu jest inspirować swój zespół. Mam do Ciebie takie przewrotnie pytanie. Czy zawsze jest tak, że smutasy nie pociągają za sobą ludzi?
Ciekawe pytanie. To zależy kogo, Ty nazywasz smutasem. Jeżeli myślisz o kimś, kto zachowuje się adekwatnie do sytuacji, czyli powiedziałaś, że ta sytuacja jest trudna, napięta, niepewna – to zakładam, że adekwatne emocje, które tutaj wszyscy możemy odczuwać i odczuwamy, to jest jakiś niepokój, niepewność, smutek czy żal, bo te możliwości są ograniczone. Wyobrażaliśmy sobie już zupełnie inny rozwój wydarzeń. Ja sam już…
Miałeś plany, które się nie udały przez pandemię?
Miałem mnóstwo planów, z których musiałem zrezygnować, odłożyć na później. Także sporo tego smutku, rozczarowania i żalu też przeżywałem. To jest całkiem naturalne. Nawet Martin Seligman, który jest twórcą tak zwanej psychologii pozytywnej – może powiem dwa zdania na temat tego, na czym ona polega. Taka klasyczna psychologia zajmuje się tak zwanym, nazwijmy to uzupełnianiem deficytów. Jeżeli czuję się jakoś nie ok to psychologia klasyczna zastanawia się nad tym i analizuje co zrobić, żeby do tego poziomu ok dobić. Natomiast psychologia pozytywna skupia się na tym, jak rozwijać tak zwany dobrostan psychiczny, poczucie szczęścia, zadowolenia z życia.
Jak nie trafić w deficyt.
Jak nie trafić w deficyt – tak. Albo, jak nie skupiać się zbyt bardzo na deficycie, tylko zacząć dostrzegać tą pozytywną stronę mocy – tak bym na to spojrzał.
Ja bym tylko chciała nadmienić jeszcze tylko jedną rzecz. Nie namawiamy tutaj absolutnie do tego, żeby w przypadku jakichś problemów psychicznych sobie pomagać afirmacjami czy psychologią pozytywną. Oczywiście ta dziedzina psychologii i psychiatrii, która się zajmuje deficytami to jest jedno. W tej chwili rozmawiamy tylko o sytuacji, kiedy mamy mniej energii i potrzebujemy po prostu ją zwielokrotnić, żeby realizować swoje zadania i wszystkie rzeczy, które stoją przed nami. Oczywiście jeżeli już ten deficyt nas dotyczy, to zawsze będziemy odwiedzać do odwiedzenia specjalistów. Oni są świetnie do tego przygotowani, żeby nam pomóc. Dopiero wtedy można przejść do zwielokrotnienia dobrostanu.
Tak. Trochę uprzedziłaś tą część wypowiedzi moją, którą chciałem uzupełnić. Chciałem powiedzieć, że właśnie nawet Martin Seligman w swojej psychologii pozytywnej zwraca uwagę na to, że psychologia pozytywnego nie ma nic wspólnego z zaklinaniem rzeczywistości, próbą odczuwania czy zmieniania emocji z negatywnych na pozytywne. Te negatywne też oczywiście są potrzebne. Jest dla nich miejsce, są uprawnione adekwatnie – jak powiedziałem – do sytuacji i należy być z nimi w dobrym kontakcie. Należy je sobie uświadamiać, można je okazywać.
Czyli można być smutnym liderem?
Można. Momentami, chwilowo można. Zasadniczo u lidera ten czas powinien być jednak ograniczony. Rozumiem, że jak Ty mówisz smutas, to jest ktoś taki, kto wiecznie chodzi z nosem na kwintę.
Przygnębiony po prostu.
Przygnębiony, z opuszczonymi ramionami, wypukłymi plecami i tak dalej. Taki lider, co by tu nie mówić…
Pajączek mu nie pomoże.
Pajączek może mu pomóc, ale nie na to. On nie będzie mnie inspirował, nie będzie mnie motywował, nie będzie mnie zarażał swoją pozytywną energią, bo po prostu tej pozytywnej energii nie ma. Dlatego taka rada i taka moja odpowiedź też na to pytanie jest właśnie taka, żeby te emocje trudne przeżywać, nie ukrywać ich, nie bać się ich. Natomiast też skupić się na pozytywnych aspektach danej sytuacji. Ja zawsze powtarzam, mam takie swoje motto – myślę racjonalnie, działaj pozytywnie. To znaczy nie zaklinaj rzeczywistości. Nie myśl, że jest inaczej, jak jest. Jak jest Ci źle, niedobrze, martwisz się czymś, niepokoisz i tak dalej – to jest w porządku. Natomiast nie pogrążaj się w tym. Nie wpadaj w tak zwane ruminacje, czyli takie obsesyjne, negatywne myślenie, które ściągać Cię będzie w dół, w taką spiralę. Zacznij od tego, żeby działać małymi kroczkami w jakimś konkretnym kierunku. Szukać rozwiązań, nastrajać się pozytywnie i wierzyć w to, że będzie dobrze. Taka jest Twoja rola. Rola lidera.
W takim razie czy można się do tego zmusić? Pytam dlatego, że ostatnio przeczytałam taki artykuł, że można uśmiechać się na siłę. Oszukać swój mózg, że jesteśmy szczęśliwi, że jest jakiś wylot hormonów szczęścia i jesteśmy w stanie poprawić sobie nastrój, przynajmniej tymczasowo. Zastanawiam się, co Ty myślisz o takich metodach. Stosować? Nie stosować?
Wiesz co? Ja ogólnie w życiu nie lubię oszukiwać.
Nawet siebie samego?
Nawet siebie samego. Nie, nie. Bardziej wierzę w taką świadomą pracę i budowanie pozytywnego nastawienia na pracę nad tym, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość, w jaki sposób interpretuję świat, to co się wydarza wokół mnie. Ja jestem też na takiej ścieżce dochodzenia do kompetencji tak zwanego analityka transakcyjnego. Analiza transakcyjna to jest taka koncepcja psychologiczna, opracowana już bardzo dawno temu, przez amerykańskiego psychiatrę Erica Berne, która zajmuje się teorią osobliwości i teorią komunikacji interpersonalnej. Ma też swój kawałek na temat motywowania i motywacji. Bardzo ciekawym elementem jest analiza tak zwanych gier psychologicznych. Czasami gramy sami z sobą, czyli właśnie w pewien sposób oszukujemy siebie. To jest takie stwierdzenie Berna na temat tego, jak to może być z tą interpretacją świata. On mówi, że pamięta taką matkę, która powtarzała swoim dwóch synom, że obaj skończą w psychiatryku. Rzeczywiście tak się stało, tylko że jeden z nich został lekarzem, a drugi pacjentem. Na tym polega moc tego, w jaki sposób my myślimy. Mówi się, że jesteś tym, co jesz, prawda?
Tak, to często. Mikrobiota jelitowa ostatnio święci tryumfy - tak apropo.
Tak. Nawet szkoliłem taką firmę, która sprzedawała probiotyki, całkiem niedawno. Powiem wprost, jak jesz syf, to źle się czujesz fizycznie? Podobnie jest z myśleniem. Mój kumpel, trener mówi: “Głupio myślisz, głupio żyjesz”. To jest też brutalne, ale prawdziwe. Bardzo często jest tak, że to jest oczywiste dla ludzi, że jak chcę zbudować sobie piękną sylwetkę, być umięśniony, wysportowany i tak dalej, to będzie mnie to kosztowało dużo wysiłku, potu wylanego w siłowni i tak dalej. Wyrzeczeń, diety. Natomiast, jeśli chodzi na przykład o energię, pozytywne nastawienie…
Takie emanacje radością.
Może niekoniecznie emanacja radością, ale wiarę w to, że mam wpływ na różne rzeczy, nie poddawanie się i wszystkie takie cechy, które byśmy życzyli sobie mieć i rozwijać, że jedni się z tym rodzą, inni nie – ja takiego myślenia nie kupuję. Ja uważam, że to też jest coś, co trzeba budować, trenować i to też wymaga wysiłku. Podjęcia świadomej pracy, wysiłku, zaangażowania. Zamiast oszukiwać samego siebie, próbować jakąś czarodziejką różdżką – ja na przykład nie wierzę w afirmacje za bardzo.
No właśnie, chciałam Cię zapytać.
Dlaczego? Wydaje mi się, że to jest właśnie taka próba oszukiwania samego siebie, zaklinania rzeczywistości. Spotkałem się też z taką opinią psychologów, że jak ktoś jest w depresyjnym nastroju, to afirmacje mogą tylko ten nastrój pogłębić. Natomiast trening myślenia, interpretacji tego, co się wydarza – to jest to, w co ja wierzę. Tak, jak wierzę w trening sportowy, tak wierzę w trening tak zwany mentalny, jak to się w Polsce utarło. Chociaż w języku angielskim słowo mental znaczy trochę co innego.
Znaczy trochę co innego, ale u nas czasami się tu przejawiają takie makaronizm w rożny sposób. Do tego chciałam też nawiązać, bo mnie też strasznie drażni, jak zwłaszcza moi przyjaciele czy rodzina - ludzie na których mi zależy - rzucają takie teksty, że "ja tego nigdy nie będę potrafił" albo "zawsze myślałam, że trafię do psychiatryka" może to takie ciężkie dosyć, ale nawiązując do Twojego przykładu, sami sobie robią krzywdę. Ja to czuję w momencie, kiedy już wypowiadają to zdanie i po porostu mam wrażenie, że to jest taki king boxing dla siebie samego wyznaczony. Mam wrażenie, że my jesteśmy bardzo krytyczni, jak naród. W stosunku do siebie samych i do innych oczywiście też. Jak można by się tego pozbyć, zmniejszyć?
Trzeba to myślenie świadomie trenować. Takie destrukcyjne myślenie włącza nam się bardzo często. Praktycznie na każdym kroku. Ja sam kiedyś też tak do siebie mówiłem na przykład: “ja się do tego nie nadaję”.
Tak, to częste.
Ludzie tak sobie myślą, nie? “Ja się do tego nie nadaję”, “nie dam rady” i tak dalej. Być może rzeczywiście czuję, że z czymś mi nie po drodze, natomiast pomiędzy powiedzeniem “ja się do tego nie nadaję” a “uważam, że to nie dla mnie” – jest jednak ogromna różnica. Pozornie to jest niuans, ale pierwszy wariant jest taki, bardzo deprecjonujący mnie. Drugi jest taki, w którym myślę o sobie, że jestem w porządku.
Jesteś w stanie to zrobić, ale decydujesz się nie. Przemyślałeś to.
Po prostu nie chcę. Niezależnie od tego, jaki jest powód. Po prostu to nie dla mnie. To nie byłoby dla mnie dobre, dlatego nie będę tego robić. Jakiś inny przykład, który przychodzi mi do głowy tak na szybko. Na przykład bardzo często zmuszamy się do wielu rzeczy, nie? Mówimy: “Słuchaj, ja jeszcze muszę…” i w tym muszę jest takie cierpienie i takie zmuszanie się, taki wysiłek.
Ja się zmuszam, żeby księgowość w swojej firmie - że tak powiem - trzymać.
O, widzisz. Kiedyś od mądrego znajomego usłyszałem takie zdanie i za każdym razem, kiedy przychodzi mi w takim nawykowym odruchu to “muszę”, to staram się to łapać i o tym pamiętać. Zamiast muszę to myślę sobie: “nie chcę mi się, ale wybieram”. Polecę tutaj, być może zareklamuję takiego trenera – tak by się określił lub być może określiłby się inspirującym, motywującym mówcą – nie pamiętam dokładnie, jak ten człowiek ma na imię, natomiast pamiętam jego bloga, zatytułowanego “Zen Jaskiniowca”. Urzekło mnie takie jego jedno zdanie. On mówi tak: “wybierz swoje..” i tu nie zacytuję dokładnie, bo jednak chcę pozostać tutaj grzeczny, w tym podcaście. Powiem w łagodniejszej wersji: “wybierz swoje przerąbane”. Co to znaczy? Gość mówi wprost: “słuchaj, przerąbane jest być na diecie i regularnie ćwiczyć, ale też przerąbane jest być grubym. Musisz wybrać swoje przerąbane”.
Chciałam tylko tak nadmienić, że teraz jest też taki proces, jakby nie hejtowania osób plus size, natomiast oczywiście są osoby, które nie chcą być grube i muszą sobie tak to określić.
Wiesz, ja nie hejtuję absolutnie osób grubych. Ja nikogo w ogóle nie hejtuję. Jestem bardzo tolerancyjny. Odnoszę to absolutnie do wszystkich wątków, które mogą się nasunąć na myśl. Natomiast odnoszę to też do ludzi, którzy mają nadwagę i chcą schudnąć. Ja sam kiedyś taką osobą byłem. Miałem taki okres w życiu, że ważyłem dużo za dużo i bardzo źle mi z tym było. Natomiast też nie chciało mi się często ruszać tyłka z kanapy i biegać czy odmawiać sobie wieczornych kolacyjek czy drożdżóweczki i tak dalej. W pewnym momencie doszło do mnie, że jednak ważne, żebym zdecydował na czym mi bardziej zależy.
Czyli albo się zbierasz z kanapy i mówisz: "robię to", albo stwierdzasz: „nie mogę się już hejtować za to, że mam oponkę".
Dokładnie tak.
Tak, to częste.
Dokładnie tak.
Albo robisz tak, albo tak.
Podejmuję decyzję. Ale jak już podejmuję decyzję to nie mówię “muszę”, tylko wybieram. To jest mój wybór, moja decyzja.
No ja wybrałam, że po prostu zakładam, że w zimę oponka musi się pojawić, bo jest zimno.
Ja tej oponki u Ciebie nie widzę. Natomiast odejdźmy może już od tego tematu, żeby tutaj rzeczywiście nikogo nie urazić.
Dobrze. Czy możemy zostawić naszych słuchaczy z jakąś jedną pozytywną, małą zmianą, którą mogą wprowadzić, żeby tę energię, którą będą zarażać innych, w sobie powiększać? Jest takie coś, co byś mógł poradzić naszym słuchaczom?
Ja to w ogóle bardzo wierzę w taką uważność. Myślę, że wszystko, czego się uczy na szkoleniach, czyta w książkach – potem chce się w jakiś sposób wdrożyć do życia, to można to osiągnąć tylko wtedy, kiedy ma się tą uważność. Czyli ja mogę świadomie wybrać jakiś sposób działania, jakiś sposób myślenia, który jest dla mnie wzmacniający, wspierający, a nie destrukcyjny. Tylko wtedy, kiedy mam tą uważność, dlatego staram się regularnie ćwiczyć tak zwany mindfulness. To jest taka obecność tu i teraz. Nie martwienie się o przyszłość, nie martwienie się przeszłością. Mogę polecić na przykład świetną apkę Headspace dla chętnych. To jest jedna rzecz. Następnie mogę polecić książkę, o której już wspominałem, gdzie można poczytać o czterech źródłach generowania energii. Mogę też polecić coś, co sam okresowo stosuję. Nazwałbym to praktykowaniem wdzięczności. To jest po prostu zwykły zeszyt, który można sobie założyć i codziennie wieczorem zapisać trzy rzeczy, które w ciągu dnia wydarzyły się takie, za które jestem w jakiś sposób wdzięczny życiu, że się wydarzyły. Mogę sobie dołożyć jeszcze jedną cegiełkę i dopisywać też trzy rzeczy takie, które były naprawdę pozytywne. To mogą być naprawdę drobnostki.
Piękny uśmiech Pani w sklepie na przykład.
Na przykład. Fajne dzień dobry od sąsiada. Różne rzeczy. W jednym z nagranym przez Was podcastów, mój kolega mówi o tym, że nasz mózg naturalnie skupia się na tym, co jest negatywne. Wynika to po prostu z ewolucji. Żeby przekierowywać go na rzeczy pozytywne, to potrzebny jest świadomy trening, jakieś działanie w tym kierunku. Taka zwykła, codzienna praktyka wdzięczności na przykład, może przynieść świetne efekty. Ostatnią rzeczą, którą bym jeszcze polecił, to jest budowanie wokół siebie takiej sieci wsparcia, ludzi do których ma się zaufanie. Cały czas wracam do tego lidera – rozmawiamy tutaj o liderach – lider często cierpi na samotność. Trener cierpi na samotność trenera, lider może cierpieć na samotność lidera. Ważne, żeby właśnie nie być samotnym. nie bać się tego, że przeżywa się jakieś trudne chwile. Fajnie jest, jak w tych trudnych chwilach ma się do kogo zwrócić, z kimś pogadać. My to nazywamy umownie, między sobą, że ktoś komu służy za odgromnik. Jak mi się zdarzy trudne, ciężkie szkolenie, które niezbyt dobrze mi poszło, to bardzo często po prostu dzwonię do kumpla, żeby trochę porozmawiać. Trochę pogadać, trochę się wyżalić.
Żeby nie wracać z tym do domu.
Żeby samemu zbyt długo tego nie trzymać. Do mnie kiedyś bardzo mocno przemówiło takie fajne zdanie, że: “w sytuacji, kiedy myślisz, że powinieneś być twardy, to najczęściej potrzebujesz wsparcia”. Ja staram się o tym pamiętać. Chuck Norris jest jeden i tylko on, kiedy robi pompki, odpycha kulę ziemską. Najlepsi liderzy, też potrzebują wsparcia i to nie jest żadna ujma na ich honorze.
Czyli zostawimy dzisiaj Państwa z życzeniem, żebyście znaleźli swoje odgromniki i jak najczęściej z nich korzystali. Zwłaszcza wtedy, kiedy czujecie, że musicie być twardzi. Dzięki bardzo za rozmowę Bartek.
Dzięki Ania.
Oceń ten artykuł:
Średnia ocen artykułu: / 5. Liczba ocen:
Brak ocen tego artykułu! Bądź pierwszym oceniającym.